Paradoks czasu
Czas jest najbardziej paradoksalnym zjawiskiem jakie znam... czas płynie, ucieka, przeciak mi przez palce... ale, co to tak naprawdę znaczy? Dlaczego odkąd zostałam mamą, jak gnuśna ciotka podszczypująca dziecięce policzki, widzę upływ czasu z każdym kamieniem milowym w rozwoju moich dzieci? I dlaczego odkąd zamieszkałam na wsi mam wrażenie, że czas stoi w miejscu? Wiecie, że kalendarz z zeszłego roku mam pusty? Odkąd zamieszkałam z dala od miejskiego zgiełku, nie używałam osobistego planera, po za datami urodzin nic w nim nie zapisałam... służy Viki do malowania... Dziś mam, co notować... ale ostatni rok, to była przytłaczająca stagnacja i impregnacja kalendarza przez kurz... Z jednej strony nie dzieje się nic, z drugiej dzieje się tak dużo... Wiem jestem z tych co czują za bardzo myślą za dużo, rozpamietuja przeszłość, analizując, co mogłam zrobić inaczej... Tkwię jedną nogą w przeszłości, mijam się z teraźniejszością... robię krok do przodu, by cofnąć się trzy do tyłu i bilans jest taki, że stoję w miejscu... Cierpiąc na deficyt czasu, wciąż za dużo go marnuję... Nie mam czasu na sen... zarywam kolejne noce, by nadrobić, to na co zabrakło czasu w dzień... a prawda jest taka, że przecież w dzień nie wydarzyło się nic... nie jest to kwestia wydłużenia doby... mnie brak czau, nóż na gardle, motywują... Nie mam czasu... odczuwając bezsens sytuacji mam go za dużo... Minuta po minucie tyka w mojej glowie... Może ja stoję w miejscu, czas płynie... porywam mnie swoim nurtem, który nie wiadomo dokąd zmierza... Świadome doświadczanie przemijania... egzystencja wypadkową przenikająceych się teraźniejszości i przyszłości, współistniejących w teraźniejszości...
0 komentarze :