AUTORYTET
Jak byłam w pierwszej ciąży wiedziałam jaką matka nie chcę być... potem moje wizja macierzyństwa ewoluowała i po zderzeniu z rodzicielską rzeczywistością, temperamentem moich dzieci... zaczęłam budować macierzyństwo takie, jakiego chcę... obrałam drogę, znalazłam drogowskazy... To, że czytam, że szukam... nie czyni mnie matka idealną... ale sprawia, że jestem świadoma błędów wychowawczych, które popełniam i których nie chcę dublować... raz wystarczy... Umiem powiedzieć przepraszam do moich dzieci i czuję wyrzuty sumienia, gdy wiem, że zawiodłam... Moje macierzyństwo ma ludzką twarz, nie nosi maski...
Choć sama już młoda nie jestem, przylgnęła do mnie łatka młodej matki... choć obie ciąże były planowane i wyczekane, wielu osobom się w głowie nie mieści że z panem tatą nie zaliczyliśmy wpadki, tylko świadomie na dzieci, mimo młodego wieku i niestabilnej sytuacji finansowej się zdecydowaliśmy.
Mamy młodych znajomych Vi była ewenementem, pierwszym dzieckiem w gronie znajomych, my jedyni dzieciaci i oni ukochani Vi wujkowie... każdego zna od urodzenia... Dziś mimo całego mego dystansu i wyluzowania zaczynam dostrzegać problem... choć bliscy i bez patosu i zbędnej etykiety to jednak nie są kolegami mojej córki, to nasi znajomi, a córki mej przyszywani wujkowie. A ona jak dziecko cieniutkiej granicy nie dostrzega...
Inaczej ma się sprawa z dużo starszymi ode mnie i pana taty osobami... do nich Vi czuje respekt z marszu... a mnie jako "młoda matkę" to pogrąża... Bo się okazuje, że moje dziecko mnie nie słucha a grzecznie wykonuje polecania( często przekupne) babci, że Igor na mnie "wisi" i sprawdza na ile sobie może pozwolić, ale gdy babcia krzyknie kapituluje pełen konsternacji... Moje bezstresowe wychowanie staje się głupim fiubździu młodej, niedoświadczonej matki, co nie praktykuje gróźb kar cielesnych ani tym bardziej samych aktów dzieci bicia... Moje RB jest objawem słabości i ponieważ nie znam życia dzieci wchodzą mi na głowę... a co gorsz przed dziećmi się tłumaczę zamiast uciąć dyskusję świętym "bo tak".
Mam fioła na punkcie zdrowej żywności, ale skoro jestem wegetarianka co ja wiem, o jedzeniu? Źle żywię moje dzieci, bo nie gotuje klusek lanych na rosole, pewnie mięsa im nie daję i pozwalam czasem im zjeść suche naleśniki... Nie karmię dzieci jak tucznych indyków łyżka, za łyżką na nieświadomce z bajką w tle... jak nie chcą jeść nie zmuszam, a jak upał daje owoce i robione lody zamiast gorącej zupy, której i tak nie gotuję na kości...
Jestem złą matką bo Igor ma dwa lata i nie jest do końca odpieluchowany, a jeszcze gorszą, że pozwalam mu biegać nago i nie przebieram za każdym razem, gdy się ubrudzi... a brudzi się ciągle... i co chwila musiałbym mu zmieniać ubranka, których z czystego lenistwa nie prasuję
Moje dzieci nie śpię w dzień, same zrezygnowały z popołudniowej drzemki, a ja sobie nie radze, bo ich do niej nie zmuszam... stwarzam warunki i czekam, czy wymęczony dniem Igor zaśnie, czy wybierze zabawę... bo nawet za cenę pół godziny wolnego w dzień nie jestem w stanie go lulać... mój kręgosłup nie jest w stanie... Źle, że nosiłam w chuście jak wieśniaczka, gorzej, bo nie nauczyłam dzieci zasypiać w wózku, bujanych przód- tył... all the time...
Czasem się łapie na tym, że rozmawiam z dziećmi jak z równymi sobie... oczywiście w kucki by kontakt wzrokowy był na ich poziomie... że zapominam by komunikat był prosty i zrozumiały... ale podobno to źle bo powinnam do nich mówić matczynym językiem, świergocząc zdrobnieniami.
I krzyknę czasem, ale to za mało, a jak powiem że bywam zmęczona to pełne politowania spojrzenie, że przecież sama chciałam mieć dzieci, a dzieci to obowiązki...
I przychodzi taki moment, że czuje się tak beznadziejna... i niemoc mnie ogarnia i trochę żal... że podważany jest mój autorytet matki... że mój wiek mnie dyskredytuje, a żywe, szczęśliwe dzieci staja się oznaką, tego, że w mniemaniu niektórych sobie nie radzę... Że świadomość niedoskonałości i popełnianych błędów szufladkuje mnie jako złą matkę... A największy żal czuję, że uśmiech na twarzach moich dzieci, to za mało... bo przecież nie chodzą jak w zegarku... są dziećmi i ich nie tresuję...
0 komentarze :