DZIECKO BEZ KOSZTÓW
Decyzję o pierwszej ciąży podjęliśmy z moim mężem spontanicznie... Ja poczułam, że rodzi się we mnie pragnienie by zostać mama, mój partner stwierdził, że nigdy nie będzie idealnego momentu więc czemu, nie? Starajmy się o dziecko... Tak zrobiliśmy... Miałam 21 lat i świat produktów dziecięcych był dla mnie bajką, jak zahipnotyzowana chodziłam po sklepach oglądając piękne, malutkie, mięciutkie... i każda rzecz krzyczała do mnie "kup mnie" i pamiętam przykrość, którą odczuwałam wiedząc, że na większość tych rzeczy nie będzie mnie klasycznie stać... Bo nie oszukujmy się czar pryskał, gdy brałam do ręki metkę i zatrzymywałam wzrok na wysokości ceny. Wyprawkę skompletowałam on-line z łóżka, wyszukując promocji, okazji i starając się nie stresować, bo ciąża była zagrożona... Mąż był głosem rozsądku, bo gdy włączył mi się syndrom wicia gniazda, chyba byłam lekko niepoczytalna, zafiksowana na gromadzeniu wszystkiego co niezbędne i co uczyni mnie lepszą matką... Sterylizatory, smoczki, laktatory, butelki, wkładki, maści, szmatki, grzechotki, penaten sprowadzany z Niemiec i kropelki na kolkę z allegro... Życie szybko zweryfikowało mój matczyny konsumpcjonizm, najlepszym zakupem okazała się chusta i podkoszulki do karmienia z h&m... resztę rzeczy rozdałam i sprzedałam... W drugiej ciąży czułam wyrzuty sumienia, bo jedyną rzeczą jaką kupiłam dla Igora był kocyk (jego ukochany tak na marginesie).... wiklinową kołyskę pożyczyłam, ubranka dostałam i miałam po Viki... Okazało się, że dzieci wcale nie generują kosztów, że generuję je sama pod presją, że jak czegoś nie kupię, to będę wyrodną matką... a przecież kocham moje dzieci i chcę dla nich wszystkiego, co najlepsze... Odkąd pojawiły się dzieci inaczej rozkładają się wydatki, czasem sobie odmówię, by mieć dla dzieci... ale na pewno nie podpiszę się pod wyliczeniami rankingami popularnymi w mediach jak, to dziecko kosztuje fortunę i puszcza rodziców z torbami...
„To książka bez granic i bez uprzedzeń, książka, która mówi o tym, co jest naprawdę potrzebne do zdrowego rozwoju psychicznego i emocjonalnego. To nie jest przewodnik po zakupach ani książka, dzięki której możesz zaoszczędzić. To znacznie więcej. To książka, która pomoże rodzicom bardziej uwierzyć w siebie, zaufać potrzebom wyrażanym przez dzieci i znaleźć w sobie zasoby, by wychować dziecko w miłości i szacunku”
Dziecko bez kosztów nie jest tylko poradnikiem, jak oszczędniej wychować dziecko, choć podtytuł Przewodnik po niekupowaniu mógłby tak sugerować. To wykład o świadomym konsumpcjonizmie, w kontekście naturalnych i prawdziwych potrzeb dziecka. Racjonalny głos jak znacznie zmniejszyć koszty utrzymania dziecka... Lektura obowiązkowa dla przyszłych rodziców, uświadamia jakie potrzeby ma dziecko realnie, a które są marketingowym tworem by sprzedać produkt, co ważne oddaje w nasze ręce rodzicielskie kompetencje, bo żadne gadżety dziecka za nas nie wychowają...
Krótko, zwięźle i na temat. Autorka analizując wydatki pierwszego roku życia dziecka potwierdza, że dziecko tak naprawdę potrzebuje bliskości rodziców... Zamiast mieć dziecko i mieć wydatki lepiej być rodzicem i być dla dziecka... „Tym, co jest dziecku naprawdę potrzebne, są pełne miłości objęcia i pierś mamy”. Wiele osób odrzuci lekturę za skrajny minimalizm, można powiedzieć, że życie trzeba sobie ułatwiać i wszystko jest dla ludzi... Jak to nie gromadzić wyprawki? Nie szykować pokoju dziecięcego, nie kupić łóżeczka, wózka, leżaczka, anatomicznych smoczków i wanienki? Kupić najprostrze, najtańsze , a nie fikuśne i "niezbędne do prawidłowego rozwoju"? W pierwszej ciąży sama wpadłam w pułapkę kupowania... w drugiej byłam już mądrzejsza... Po za tym odkryłam że apoteoza separacji, ułatwiania i przyspieszania, to nie dla mnie... odkryłam rodzicielstwo bliskości...
Wiecie ostatnio byłam z dziećmi na spacerze w lesie... Igor dzielnie i dumnie dźwigał wiaderko pełne szyszek, kijków, kamyków... skarbów, które sam w lesie nazbierał, Vi zbierała maliny jedną do brzuszka, jedną na później do miseczki... I nagle córka moja powiedziała : " wiesz mamusiu, nie martw się jak nie będziemy mieć pieniążków zawsze możemy przyjść do lasu, tu jest pełna pysznego jedzenia". W pierwszej chwili poczułam ukłucie i przykrość, że moje dziecko wiele razy słyszało szczere nie kupię Ci tego, bo nie mam pieniędzy, potem, dopiero zrozumiałam, że szczerość zaowocowała ogromną mądrością mojego dziecka... że ona nie ma do mnie żalu, bo jej czegoś nie kupiłam i docenia, to co ma... Nawet jeżeli pieniądze są dla niej abstrakcją, zawsze pyta wyjmując grosiki ze skarbonki, czy starczy jej na dwa jaka kinder, dla niej i dla brata, bo trzeba się dzielić... potrafi wylosować badziewną kulkę z automatu i wsunąć tacie do kieszeni pierścionek z koralików mówiąc :"ciii to dla mamy, dasz jej w prezencie, ona się ucieszy z nowej biżuterii"
Pieniądze szczęścia nie dają, ale z nimi łatwiej żyć... Dziecko kosztuje, ale wiele kosztów można wyeliminować słuchając jego potrzeb... Nie mylmy zdrowego rozsądku ze skąpstwem... Miłość i bliskość rodziców, budowanie pełnej szacunku i zaufania relacji jest bezcenne... Możesz kupić dużo, za dużo... ale pewnych rzeczy nie kupisz za żadne pieniądze... Dzieci rosną pojawiają się nowe wydatki, ale tak naprawdę dzieci nie będą pamiętały za ile tysięcy miały wózek, ile lalek, ile kilogramów klocków... ale wspólne chwile z rodzicami, i dobra relacja będą wyryte w dziecięcym sercu... Bogactwo uczuć, nie przedmiotów dają szczęście...
0 komentarze :