(NIE) MOWA
- Gabryniu zjemy teraz zapiekaneczkę, a potem popędzimy autobusikiem do domu.
- Dobrze mamo. W sumie jestem głodna.
- A na pewno nie chcesz z suróweczką? Dobra kapustka, zdrowiuteńka, o popatrz ta pani taką je.
- Mamo przestań. Nie lubię kapusty fuj.
- Ładnie Ci w tej sukieneczce, co ci mamunia kupiła. I nowy kapelutek pasuje. Zaczął padać deszczyk, schowaj się pod daszek bo zmokniesz i złapiesz katarek.
- Dobrze mamo.
- Gabryniu amam szybciutko, bo mamusia się troszeczkę spieszy do domku, wiesz Gabryniusi?
- To idziemy? Chodźmy już mamo.
- Deszczyk pada, za chwileczkę Gabryniusiu. Naprawdę Ci ślicznie w tym kapelutku i idealnie pasuje do sukienusi...
I tak stoi mama i córka pod budą z moimi ulubionymi zapiekankami. Ona zadbana około trzydziestolatka, córka dwunasto-trzynastolatka. I widzę, że dziewczynka czuje się nieswojo, rumieni się, ucieka wzrokiembv i jak od muchy odgania się od matczynych rąk poprawiających kapelutek... choć gdyby mogła to pewnie schowałaby się w tym kapelutku ze wstydu.
Mowa kierowana do dzieci ... "Charakteryzuje się krótkimi zdaniami, wyraźnymi pauzami między kolejnymi frazami, staranna wymową i dobitną intonacją". Nigdy nie zwracałam się do moich dzieci mowa matczyną... rozmawiam z nimi jak z dorosłymi. Zwroty pieszczotliwe, z licznymi zdrobnieniami, infantylizujące wypowiedź nie przechodzą mi przez gardło... widzę konsternację na twarzach moich dzieci, gdy babcie i ciocie próbują z nimi tak rozmawiać. Zdania na temat "specjalnego mówienia" do dzieci są podzielone... jedni twierdzą, że hamuje rozwój mowy u dzieci, uczy błędnej wymowy. Drudzy, że jest to normalne w naszej kulturze i ułatwia dzieciom mowy rozumienie... Nie wiem na ile ułatwia komunikację, tak sztuczny i przerysowany sposób wypowiedzi, ale wiem, że mówienie w taki sposób do nastolatki świadczy o jakimś problemie jej matki... Bo przyznacie sami ten dialog normalny nie jest. O ile zdrobnienia kierowane pod adresem niemowląt są zrozumiałym odzwierciedleniem emocji i czułości, o tyle prowadzenie tak dyskusji z kilkulatkiem brzmi co najmniej dziwnie. Do dzieci trzeba przede wszystkim mówić poprawnie, aby nie utrwalać im złych wzorców... Wiecie do niedawna racja, która przedstawiłam była dla mnie oczywista... dziś gdy mój dwuletni syn nie mówi zastanawiam się, czy może błędu nie popełniłam? Może jednak powinnam mówić do niego po dziecięcemu?
I czytam ostatnio o rozwoju mowy i stresuje się jakoś, bo łatwo zbagatelizować, ale chyba czas przyznać,że mój dwuletni syn nie mówi... Szukam w pamięci momentu gdy się na mowę zablokował... nie dopuszczam myśli, że może po szczepionce przestał gaworzyć? Pediatra mówi, że on leniwy, że chłopcy zaczynają mówić później, że pewnie wystrzeli pełnymi zdaniami na 3 urodziny, a ja nie powinnam reagować na jego prośby, mówić mu że nie rozumiem i mobilizować do mówienia, bo przecież mój syn wszystko rozumie... No tak rozumie, i ja nawet rozumiem o co mu chodzi gdy pokazuje palcem i mówi "e". I mama ładnie mówi i sio i ał i mniam mniam, gdy się obiadem zajada...
Ale te słowa to za mało... bo przecież dwa słowa to za mało i o 270 słów za mało... Niepokój narasta... Akcja interwencji logopedycznej Dwa słowa, na dwa lata, to za mało wywołała burzliwa dyskusje i na pewno zasiała ziarno niepokoju w mej głowie. Nie powinnam porównywać, bo każde dziecko inne i rozwija się w swoim tempie...ale Vi mając dwa lata ładnie zdaniami mówiła. Jej młodszy brat jedyne zdanie jakie składa, to "a mama brum", co w wolnym tłumaczeniu znaczy tata pojechał autem. Igor jest sprawny fizycznie, sprytny, bystry, ładnie się bawi, buduje wierze z duplo, kocha auta, je samodzielnie, potrafi się rozebrać, ubrać skarpetki, spodnie buty... w dzień załatwia się na nocnik, wspina się niczym alpinista i wszędzie go pełno, smutnej mamie daje buziaki... Tak ładnie... dla mnie nieobiektywnej, zakochanej w synu matki, się rozwija, a jednak kłębią się w mojej głowie obawy jakiegoś rozwoju mowy zaburzenia, czy innego upośledzenia ( choć bronię się przed tą myślą i wiem, że odwlekam podjęcie działania). Codziennie czytamy, Igor pokazuje na obrazkach koty, kaczki, traktory, przyniesie, o co proszę i papa mówi na pożegnanie i sio, gdy pies go denerwuje.
Przyznam, że trochę przystałam na typowe tłumaczenia, że ma jeszcze czas, bo boję się by diagnoza nie brzmiała jak wyrok... Może to nic poważnego, choć ja zaraz analizuję zespół Aspergera, swoiste zaburzenia mowy, dysleksję, neurologiczne zaburzenia... Gdybym nie przystała na tłumaczenie pediatry, że Igor jest leniwy i żebym mu sylabami czytała, może miałby teraz jakąś terapię, a może logopeda uspokoił by narastający we mnie niepokój, powiedziałby, żeby spokojnie poczekać... Igor skończył 24 miesiące, podobno 27 miesięcy to wiek graniczny, postanowiłam iść na bilans dwulatka poprosić o skierowanie do logopedy i tym razem nie przyjmować tłumaczenia małomówności syna lenistwem czy płcią...
A jakie są Wasze doświadczenia?
0 komentarze :