W przyrodzie nic nie ginie... czasem tylko ciężko to znaleźć...
Po za bezsensem planowania...miałam dziś życiowy wykład o zachowaniu energii... dziś z Vi doświadczyłyśmy krążenia materii... Hmmm... dziwnie to brzmi... A jednak... pomijając całą teorię o krążeniu materii w ekosystemie, jej zachowaniu... nigdy nie byłam dobra w te klocki... Powiem krótko w przyrodzie nic nie ginie... A rzecz się tyczy szydełkowej świnki... jednej z pierwszych zabawek, które wydziergałam dla Vi... Świnka miała być surogatem Peppy, którą Vi w tamtym okresie ubóstwiała. Zabawka towarzyszy Vi od dobrych paru lat... dawno poszła w zapominanie, sfatygowana, umorusana, pamiętająca pierwsze samodzielne posiłki Vi, podróże pociągiem relacji Chrzanów- Kraków, i liczne sekrty powierzone jej 3 lata temu... impregnował ją kurz w kartonie z zabawkami, które porzucone, czekają na lepszy czas... I ten lepszy czas nastał dla świnki kilka miesięcy temu, kiedy Vi zamiast kilograma gołych barbie na zakupy postanowiła wziąć ową świnkę... Gdzie świnka przez ostatnie miesiące była? Nie wiem. Co robiła? Nie wiem... Nawet nie widziałam, że się zgubiła... ale wiem, że dziś stoję przy kasie w markecie, pakuję, płace i leży nasza świnka. Vi krzyknęła: ojej! znalazłaś się, tak za tobą tęskniłam! Martwiłam się o Ciebie... wzięła świnkę i pomaszerowała do auta... Świnka wyprana, na plecach pocerowana... wróciła na swoje miejsce...sw przyrodzie nic nie ginie...
A to Ci historia! Ciekawe gdzie była świnka przez ostatnie miesiące?
OdpowiedzUsuńpiękna historia! pewnie tylko Vi się od świnki dowie, co się z nią działo :-)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia,
Zuzanna
To świnka podróżniczka, ale... na lato wraca do domu:)
OdpowiedzUsuń