Wspomnienia przedszkolaka
Znalazłam zdjęcia z przedszkolnych lat... Lawina wspomnień i łezka w oku, bo przecież moja córka lada moment idzie do przedszkola... Z zakamarków podświadomości napływają urywki, obrazy... Wycinki z przeszłości układają się w spójną całość...
Moje przedszkole było najlepsze na świecie... The best of the best, choć w tedy nie było chyba robionych rankingów... Małe, zadbane, przyjazne dzieciom. Na ulicy Wańkowicza w Olsztynie, mały budynek jak pudełko po butach. Chodziłam do niego ja i moje siostry... Byłam w starszakach, jako jedyna 5 latka robiłam zerówkę i mogłam siedzieć na krzesełkach z 6 latkami ( 6 latki były uprzywilejowane, młodsze dzieci siedziały w siadzie skrzyżnym na dywanie). Miałam różowy zeszyt ćwiczeń przygotowujących do szkoły i z zapałem kreśliłam szlaczki.
Panie były bardzo sympatyczne, zawsze uśmiechnięte i jedna chyba nazywała się Mirka. Z tego, co pamiętam, to podczas leżakowania właśnie owa pani Mirka, popijając kawkę oglądała filmik z przedszkolnej choinki, na którym tańczyła ze Świętym Mikołajem... Na starym telewizorze schowanym w szafie z kasety vhs... Niezłe retro... Ale wracając do pani Mirki i Mikołaja, to pani przez przypadek ściągnęła mu brodę w tanecznym uniesieniu i się okazało, że to nie święty, a woźny był...
Jedzenie było znośne, tzn. nie mam traumy przedszkolnej stołówki, jak niektóre moje koleżanki. O programie Zdrowy przedszkolak nikt w tedy jeszcze nie słyszał... Ale wiem, że panie kucharki w białych fartuchach i czepkach na głowach, gotowały od serca, jak w domu, dla bliskich... Pamiętam pieczeń z mięsa mielonego z jajkiem w środku, gulasz z kaszą gryczaną i, że na podwieczorek zawsze było domowe ciasto i szklanka kompotu. Uwielbiałam być dyżurną i sprzątać po posiłkach... Mogłam pierwsza odejść od stołu i niedojadanie wszystkiego uchodziło mi płazem. Pamiętam rozkład sal, obrazki przy wieszakach w szatni, okazałe paprocie i jak wyglądała łazienka... Pamiętam wielką wykładzinową tablicę z naszymi obrazkami na szpilkach.
Była rytmika przy akompaniamencie pianina, czytanie bajek, spacery, ogródek, fluoryzacja chlorchinaldin zimą. I generalnie bardzo fajnie w tym przedszkolu było. Miałam koleżankę Alę, która wyglądała jak dziewczynka z okładki elementarza... Jak ja jej zazdrościłam przebrania Gadżet Hackwrench z Brygady RR na balu przebierańców... Ja jak widać na załączonym obrazku byłam marną podróbką Myszki Mickey... W grupie był Ariel i biedny, to był chłopak... imię niespotykane, oryginalne... na jego nieszczęście na rynku pojawił się taki proszek do prania... Dzieci potrafią być okrutne, imię stało się idealnym tematem drwin... zwłaszcza, że Arielowi zdarzało się zmoczyć majtki podczas leżakowania. Był Michał i Tomek, Patrycja, Wojtek i chyba więcej dzieci nie pamiętam.
Na koniec przedszkola dostałam książki, kalkulator i pożegnalne obrazki od grupy maluszków... i choć tyle lat minęło wciąż pamiętam... uśmiecham się na wspomnienie przedszkola... mam nadzieję, że moja córka też odnotuje w pamięci same piękne chwile... że to będzie dla niej dobry czas i że przedszkole okaże się za te x lat dobrym wspomnieniem...
0 komentarze :