Weltschmerz
Są takie dni, wielkie kumulacje... Weltschmerz przeszywający do szpiku kości... Wszystko nie tak, nic tak jak powinno być, zagryzane wargi, twarz wykrzywiona w niewypowiedzianym... zaprzątającym wszystkie myśli... Dni które autentycznie bolą, są ukłuciem w sercu, spływają słoną łzą po policzku. Ciało w apatycznym bezwładzie, doczesność pogrzebana w popiele... Zasysa mnie próżnia, przytłacza ciężar dnia codziennego. Jestem w d..., czarnej dziurze bezradności. Zaciśnięte pięści miarowo uderzają w wygłuszająca złość poduszkę. Dużo, za dużo, nie do zniesienia. Klasyczny wkurw na zmienne niezależne odbierające radość istnienia. Bezradność, bezsilność... paraliż działania i lawina myśli. Jem kwaśne jabłka, przepijam czarą goryczy. Jest mi źle tak po prostu, bez podtekstu, ponieważ i mimo wszystko... I męczy mnie ten stan z problemami sam na sam... ale nic nie mogę zrobić... czasem tak mam.
Zdradziecka bezsenność, kamienie w żołądku, kołatanie serca, samospełniające się sny Kasandry nad ranem... zlane zimnym potem o świcie. Nie jestem pesymistką, raczej realistką, która myśli i czuje za dużo. Dekadencki szal falujący na wietrze, czasem zaciska się pętlą na gardle, poddusza trzeźwy osąd sytuacji i pcha w objęcia melancholii... Może tak naprawdę nic się nie stało, może czarny scenariusz pisze moja chora głowa... depresyjne urojenia, życie bez znieczulenia. Snuję się w rytm bluesa, co mi w duszy gra... jutro będzie lepiej, albo za dzień, może dwa...
0 komentarze :