Merida waleczna
Tata podczas ostatniej wizyty w Krakowie zabrał mamę na randkę...a córkę do kina... Viki teraz opowiada wszystkim Meridę waleczną, na Targach książki musiałyśmy zakupić papierową wersję tej opowieści...
W przeciwieństwie do disnejowskich koleżanek rudowłosa Merida nie czeka na księcia z bajki. Chce garściami czerpać z przynależnej nastolatkom wolności, niezależnie od ceny, jaką przyjdzie jej za to zapłacić.
To niejedyna różnica między filmem Pixara a tym, do czego przyzwyczaił nas Disney. W „Meridzie Walecznej" baśniowy folklor – świat magii i legend – został wkomponowany w obraz średniowiecznej Szkocji. W efekcie produkcja Pixara w warstwie wizualnej ma chwilami więcej wspólnego z epickim kinem historycznym w rodzaju „Braveheart – Waleczne serce" niż klasyczną bajką.
Rzecz dzieje się na dworze króla Fergusa (w dubbingu Andrzej Grabowski), który po latach waśni zjednoczył szkockie klany. Jednak prawdziwym autorytetem wśród wodzów cieszy się jego żona królowa Elinor (Dorota Segda). I to ona, mając na względzie polityczne interesy i kruchy pokój między rodami, przygotowuje swoją córkę Meridę (Dominika Kluźniak) do zaaranżowanego małżeństwa. Zgodnie z tradycją w szranki o rękę królewny stają pierworodni synowie przywódców trzech największych klanów.
Tyle że Merida nie akceptuje zaprogramowanego odgórnie życia. Od dworskich konwenansów i wyszywania woli strzelanie z łuku, wspinanie się po skałach i szaloną jazdę konną. Dlatego, gdy Elinor przymusza ją do małżeństwa, dziewczyna zwraca się do pewnej czarownicy z prośbą o rzucenie zaklęcia, które dokuczy nieubłaganej królowej. Nie domyśla się, jak dramatyczne mogą być konsekwencje.(http://www.rp.pl/artykul/924978.html)
0 komentarze :