Yesterday
Miało być tak pięknie... spontaniczny wypad nad morze... Cudowna złota jesień i bajeczne krajobrazy za okneami samochodu... niestety juz na wysokości Elblaga okazało się, że prognozy pogody kłamią i zaczęła się znienawidzona przeze mnie pora deszczowa... Kropla po kropli spływało po szybach marzenie spaceru po plaży i wdychania jodu z włosaami tagranymi wiatrem... Po raz kolejny życie zweryfikowało plany, tym razem na nowo definiując plan wycieczki... Jak mawia mój mąz najlepszy plan, to brak planu... Bjork w głośnikach, Yanosik na telefonie, polskie jabłka w torebce... Podróżnicy w akcji... Odwrotu nie było, pan tata miał plany... a my musielismy się odnależć w deszczowym Gdańsku...
O ile ja byłam przerażona, o tyle dzieci moje spisały sie na medal... Deszcz... nie deszcz świetnie się razem bawiliśmy... Plac zabaw w deszczu, skakanie po kałużach, dywan kolorowych liści i nasz czas... Jesienna aura i radość z rzeczy małych... Afirmacja chwili... Rześki oddech, wilgotne powietrze i nowa jakość wypoczynku w środku tygodnia... Planowanie sensu nie ma... lepiej szukać dobra w realnej sytuacji, trwającej chwili... Łapać moment za rogi, kolekcjonować wspomnienia... chłonąć godziny, minuty, sekundy... każdego dnia czas nam ucieka... mija bezpowrotnie... Dlatego skoro udało mi się na chwilę zatrzymać głupotą byłoby zmarnować wczorajszy dzień... nie wykorzystać, nie przeżyć go najpiekniej, jak to było możliwe... tylko dlatego, że deszcz padał i biomet był niekorzystny...
Wiecie, co było najpiekniejsze? Nie monumentalny Gdańśk... Najpiękniejsze jednak było podglądanie relacji moich dzieci... Kochającego się rodzeństwa... Spragnionego wspólnej zabawy... nielimitoanej przez przedszkolną rozłąkę...
0 komentarze :