# LOVE
Za niecałe dwa tygodnie mamy z panem tatą rocznicę ślubu... Czwartą... podobno kwiatową, owocowa, czy tam jedwabną... Możemy śnić piekne sny w pościeli ikei, grzać kości przy kominku i symulować randkę... Dzielą nas kilometry, bo jakoś tak się uklada, że albo wyjeżdżam ja, olbo on... rzadko razem... Żeby nie powiedzieć wcale... Mamy dzieci... ktoś wyjeżdża, a z dzciećmi musi zostać ktoś... Mijamy się każdego dnia, mamy wspólny bagaż wspomnień, doświadczeń... nie jesteśmy idealni... raczej wybuchowa mieszanka charakterów... wiele kwestii do przepracowania, wyjaśnienia... Ale kocham go... nie ponieważ, ale mimo wszystko...
Za każdym razem, gdy wyjeżdżam jestem samotna w hotelowym łóżku, jest mi przykro, jest mi źle... żal, że nie ma męża mego obok, że nie dzielimy tej chwili wytchnienia... Mamy dwójkę dzieci, jesteśmy na takim etapie żcyia, że każda chwila sam na sam bezcenna jest i trzeba ją wydzierać siłą ze szponów codzienności, natłoku obowiązków, wszechobecnego chaosu... Tule się w białą hotelową poduszkę, gdy on tuli dzieci do snu...
Gdy pojawiają się dzieci związek wystawiony jest na próbę. Nie jest problemem płomienny sex po dzieciach... problemem jest intymny czas... taka chwila zapomnienia, gdy rodzicielstwo zastyga w próżni i jesteś tylko Ty i twój partner... My takiego czasu praktycznie nie mamy... Nawet nie chodzi o to, że nie stać nas na romantyczny weekend w high class spa tylko we dwoje... bo jak we dwoje skoro nas jest czworo? Od pięciu lat związek ma inny mianownik, a od dwóch każda chwila dzieli się na czworo. Niania? Trochę abastrakcja na wsi, a dzieci samych nie zostawimy... Choćbyśmy chcieli nie mamy jak. Przytłaczające to i bardzo irytujące. Na randki chodzimy jak jesteśmy w Krakowie... bo prababcia jest jedyna i niezastąpiona... Na nią zawsze można liczyć... mimo wielu wiosen na karku dzielnie pilnuje dzieci, byśmy my mogli pobyć sami. Instytucja dziadków fajna jest pod warunkiem, że jest i że dziadkowie chcą pomóc przy wnukach, by rodzice mogli odsapnąć... Gorzej jak nie ma opcji zostawić wnuków dziadkom i się na chwilę wyrwać z domu.
Zmiana otoczenia, chwila wyrwana z kontekstu... sekundy zapomnienia... Mogę zrobić się na bóstwo, przygotować sushi, zapalić świece w salonie... ale wciąż będą dzieci za ścianą... Takie próby intymności popełniam od pięciu lat... odkąd zostałam mamą... Dziś dopada mnie tęsknota za weekendem, tfu dniem, wieczorem... tylko we dwoje... Bo może powinnam, ale trochę nie umiem dbać o naszą relację w czworokącie... Bo problemem nie jest relacja mama- tata- dzieci, tylko ja-on, mąż- żona... i nad tym powinnyśmy popracować tylko we dwoje...
Jestem mamą, on jest tatą... ale jesteśmy ludźmi, kobietą, mężczyzną, Ania i Tomek... Potrzebuję czułości nielimitowanej nocną migracją syna mego, łóżka rodzinnego na wyłącznośc dla rodziców, potrzebuję nocnego spaceru pod gwieździstą płachtą nieba, kolacji w restauracji, nocnego seansu w kinie, na którym nie zasnę wyczerpana dniem, i na którym nie będzie wyświetlana bajka... marzę, by obudził mnie pocałunek, a nie wypowiadame o nieludzkiej godzinie "mamo am"...
Takie błache... a tak frustrujące... Dziekuję, za wszystkie złote rady, poradniki jak podgrzać atmosferę w związku... wierzcie mi ja to wszystko wiem i uciekam się do różnych magicznych sztuczek... Ale dziś plakać mi się chce, bo najzwyczajniej w świecie chciałbym wtulić się w męża mego i trwać w chwili w której nic innego nie liczy się... Jak kocham dzieci me... pragnę chwili tylko we dwoje, by odpocząć i potem bardziej z tych chwil dzielonych na czworo cieszyć się... By rodzice mogli skupić się na sobie... obudzić motyle w brzuchu, chwilo trwaj, pieszczoty nie kończcie się! A potem już będziemy grzeczni... kochający rodzice... tylko ta, niedostępna chwila te-tate niech wydarzy się...
0 komentarze :