Last month
Październik był ciężki... ponad 50% miesiąca wypełniły nam choroby... Zdecydowanie za długo, za dużo... jak dla mnie limit chorowania wyczerpany... Uziemienie w domu źle wpływa na moją psychikę, frustruje, denerwuje... Ale każdy medal ma dwie strony i podobnie październik... wielkie wydarzenia i wielkie uzieminie... Biorąc pod uwagę mój plan chwili dla siebie każdego dnia... science fiction... A jednak mimo chorobowego zmęczenia zaczęłam regularnie kręcić hulahop (1) po uprzednim wklepaniu serum na rozstępy (4) i zafundowałam sobie 5 dniowe wybielanie zebów (2)... Odkryłam też nowy wymiar pielegnacji skóry twarzy (9) i ciała (3)... tak najzwyczajnie w świecie zapragnęłam czuć się atrakcyjnie... Dla samej siebie, bo męża, to praktycznie nie widuję... W ruch poszły odżywki (12) do paznokci poobgryzanych ze strachu, a na ratunek przybył mi kobiecy niezbędnik Osmozacare (15).
Październik, to miesiąc mego męża, w końcu ruszył z biznesem... trzymam kciuki za jego sukces... snuję swoje plany (11), ale teraz on jest najważniejszy... moje wsparcie, to zajęcie się dziećmi i milczące znoszenie samotności... Konferencja Bliskości (16) to był ostatni moment, gdy mogłam odetchnąć i zebrać myśli... A potem wróciłam do szarej codzienności pełnej żalu i obowiązków... Taki paradoks matki... Choć uziemiona wyciągnęłam kalendarz (14) i zaczęłam wszystko dokładnie planować... By ze zmęczenia nie zapommnieć, by nie przegapić... ale i by się zmobilizować...
Szlachetne zdrowie... każdy powie, że chorowanie jest do bani... Czuczu (8), Kartoniaki (7) pomogły... ulżyły w chorobowej udręce... Próbowałam czytać (5) mądre książki o rodzicielstwie, (6) romanse na kanwach powieści Jane Austen. Wydziergałam kilka zamowień dla bliskich... takich od serca (13)... Edycja limitowana, piękne szydełkowe czapki...
Szczerze się cieszę, że ten miesiąc się juz skończył... bye bye październik... Hello November!
0 komentarze :