Święta
To były cudowne Święta... Pierwsze nasze we trójkę... tak intensywne, a jednocześnie przepełnione spokojem... Pełne miłości. Pachnące choinką, piernikami i pierogami z grzybami mojej babci, czyli dzieci mych prababci. Rodzinne. Zatrzymaliśmy się na chwilę, cieszyliśmy się swoją obecnością, dzieliliśmy ulotne chwile w bliskości... paradoksalnie mimo przemilczanego braku... w poczuciu totalnej kompletności. Mam cudowne dzieci. Wydarzenia minionego roku były trudne... ale stały się punktem wyjścia do stworzenia więzi której nikt i nic nam nie odbierze.
To były pierwsze w pełni świadome Święta dla moich dzieci. Czekali na śnieg, Mikołaja, prezenty... na ile potrafili pomagali w przygotowaniach. Święta idealne, bo spędzone po równo w gronie rodziny i przyjaciół. Naszych bliskich, którzy cały rok nas wspierali i pomagali stanąć na nogi, po naszym małym, wielkim dramacie... "burzy z fiołkiem w kubeczku". Bliskich, którzy byli, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy i zawsze wyciągali pomocną dłoń gdy brakło sił, pomagali wstać, gdy upadaliśmy...
Byliśmy MY, spokój, łaskawy czas... Najpiękniejsza choinka ever, najpyszniejszy sernik z białą czekoladą i malinami. Tylko śniegu nie było... Ale w te Święta nie on był najważniejszy... Najważniejsza była nasza na nowo zdefiniowana rodzina, przepracowane emocje i świadomość jaka w naszej trójce jest siła.
0 komentarze :