Related Posts with Thumbnails

Dobro dzieci...


Muszę to w końcu napisać... wyrzucić z siebie... ubrać w słowa... to co przeszywa mnie do szpiku kości, a wciąż pozostaje przemilczane... prawda boli...

Wiecie odkąd poznałam prawdę nie czuję nic... Wieloletnie kłamstwa mojego męża posypały się jak domek z kart... Elementy układanki, których nie chciałam połączyć w spójną całość, bo jak on twierdzi byłam głupia, że mu ufałam... naiwna... stały się spójną całością... Był żal do osób, które wiedziały i by mnie chronić milczały, była złość... wszystko minęło w sekundzie... bardziej już nie może mnie zranić, ani upokorzyć... Nie da się... Poznałam prawdę już nie uronię łzy... zmarnował mi dziewięć lat życia. 

W moim rozstaniu nie jest najtrudniejsze, to że z dnia nadzień zostałam sama z dwójką dzieci bez pracy, perspektyw, z długami, czy jakimś tam złamanym organem zwanym sercem... nie to, że mój mąż uknuł perfidny plan urabiania mnie przez ostatnie miesiące by łatwiej mnie zostawić... nie, nawet nie to, że w końcu wiem, że jest toksycznym skurwielem, patologicznym kłamcą i hurtowo mnie zdradzał... Nie. Najtrudniejsze jest to, że jest ojcem moich dzieci.

Rozstania są trudne... zawsze cierpią dzieci... Nie ucieknę od tego, że moje dzieci potrzebują ojca... Viki płacze, tęskni, niemówiący Igor nauczył się mówić tata... Nie chcę go widzieć, nie chcę znać... a jednak nie mogę odciąć go od dzieci. Jak trudne by to dla mnie nie było, nie chcę by później Viki i Igor mieli do mnie pretensje, że utrudniałam im kontakty z ojcem... Jaki by nie był... kochają go bezwarunkowo i potrzebują jego obecności. Moja córka irytuje się, że tata nie dzwoni choć obiecywał, że miał ją często odwiedzać, mamił złudzeniem, że nic się nie zmienia... złości się, że tata się o nich nie stara i pojawia się na chwilę... kilka godzin, jak akurat mu pasuje... nie chce poznać nowej dziewczyny taty i błaga mnie o obietnicę, że ja znajdę nowego męża dopiero ja ona będzie dorosła... Abstrakcja. Może łatwiej by było gdyby tata zabiegał o kontakt z dziećmi... ale nie zabiega... Starał się... ale się nie stara... Może nie dorósł, może nie rozumie, może myśli, że dzieci będą szczęśliwe dostając ochłapy jego obecności... Wiem, że jak się nie zadba o kontakt z dziećmi... dzieci dorosną i mu podziękują... zrozumieją... ale teraz choćby nie wiem co go potrzebują... A ja? Ja jakby mnie, to nie bolało muszę się teraz starać za niego... nie dla niego... dla dzieci...

Dla moich dzieci umarło pół świata... straciły poczucie bezpieczeństwa, zawiedli je rodzice... najbliżsi, którym ufały. Poukładany dotąd świat przewrócił się do góry nogami. Nie rozumieją, a czują... Cierpią. Są źli, rozgoryczeni, sfochowani, rozdrażnieni... wszystkie negatywne emocje moich dzieci skupijają się na mnie... bo ja jestem najbliżej... Tata jest teraz rarytasem i cała złość mija na te kilka chwil które mają spędzić razem. Potem drzwi się zamykają, tata wraca na łono nowego życia... a Vi płacze, bo chciałaby by jego obecność była codziennością, którą zna... Nie ma znaczenia teraz fakt, że tata nigdy nie angażował się w ich wychowanie... ważny jest aktualny brak...

Chciałabym, by moje dzieci przeszły nasz rozwód bez szwanku, by nie odcisnął on na nich piętna jak na mnie... Chciałbym oszczędzić im cierpienia i najbardziej w  świecie chciałabym, by miały pełną kochającą rodzinę, na którą zasłużyły...

Wiecie, że w krajach, w których wprowadzono opiekę naprzemienną istotnie zmniejszyła się liczba rozwodów... Koleżanka uświadomiła mi, że muszę się nauczyć prosić go o pomoc... bo potrzebuję czasem odpocząć, bo dzieci to również jego obowiązek... a jemu jest na rękę, że dzieci są przy mnie każdego dnia... wygodnie jest bawić się w tatę jak akurat mu pasuje... Ojciec nieobecny... dzieci kochają go mimo wszystko... czasem nawet myślę że bardziej niż mnie bo ja jestem stałą w ich życiu... a stałych się nie docenia... Zainteresowanie sprawami swoich dzieci sprowadza do minimum... przecież na nie płaci... to o co mi chodzi... Jak mi nie pasuje, mogę mu oddać dzieci... jakby to k... zabawki były...

Gdyby flat daddy był lekiem na zło drukowałabym... Pogubiłam się... Nie tego chciałam dla moich dzieci ... nie o takim życiu dla nich marzyłam, gdy je pod sercem nosiłam... Wstydzę się... nie żałuję... Viki i Igor są sensem mojego życia... ale jest ciężko... Miewam chwile zwątpienia i często chciałabym, to wszystko rzucić w cholerę... Zastanawiam się, co naprawdę w kontekście rozwodu jest dla dobra moich dzieci...  Staram się im wszystko wynagrodzić, rozmawiać... nawet nie wyganiam ich z łóżka, bo choć kompletnie się nie wysypiam... wiem że potrzebują wspólnego spania, bliskości, przytulania... mamy na wyciągnięcie ręki. Wypełniam czas, chowam obrazki, które Viki maluje dla taty, a on notorycznie ich zapomina... Świadomość, że choćbym nie wiem jak się starała nie zastąpię dzieciom ojca mnie dobija. I powtórzę jeszcze na koniec... zdążyłam zostać mamą... podwójną... aktualnie samotnie wychowującą dwóję dzieci... szkoda, że z niewłaściwym mężczyzną...

0 komentarze :