weekendowa migawka
Umordowana jestem strasznie, niby nic nie robiłam... zmykam pod pierzynkę ( taką pseudo, bo na pierze jestem uczulona), dziergam Amelkę, i odpalam Worlds Away... Minął kolejny tydzień, wiecie? Czas płynie nieubłaganie...i zima wróciła... Niby ładniej za oknem , bo roztopy nastrajają mego pesymistycznie, błoto i te sprawy..ale ileż można...ja chcę odrzucić ciepłe swetry, rękawiczki w kąt i wystawić lico do słońca...Chcę, by budziło mnie słońce delikatnym muśnięciem policzka i symfonią ptasich treli a nie chłodem i musem dorzucenia do pieca...brrr... Marzę by iśś z wiklinowym koszem na targowisko cieszyć oczy kolorami , wąchać każde warzywko i je do ów kosza ładować. Chcę zrobić grilla z wujkiem Szymą jak nas odwiedzi i niech nastanie jasność, bo ta szarówka mnie wykańcza Tym optymistycznym akcentem mówię do usłyszenia w nowym, 10 tygodniu roku...