rytuał kapielowy
Z Vi mieliśmy od maleńkości rytuał kąpielowy...albo raczej tata miał, to było jego zadanie. Pamiętam jak dziś jak wróciliśmy do domu ze szpitala, mąż wziął jakąś ulotkę z tony makulatury, którą dostałam w szpitalu, rach ciach obejrzał, poszedł, nalał, wykapał...Igor pokrzywdzony, bo przeprowadzka, remontowanie łazienki, problemy z wodą i kąpiel nie urosła do rangi rytuału...a on jak każde dziecko uwielbia... tylko ja leniwa, bo wanienkę muszę tachać do salonu, tachać wodę ( bo w łazience ciężko nagrzać tak żeby dziecku było ciepło, albo może mam obsesję, że będzie znowu chory), on nie chce wyjść, a ja z ręcznikiem boję się żeby go nie przewiało...no normalnie sama siebie nie poznaję...ale te kilka setów chorobowych dało mi się we znaki...
Też się z tym zmagałam nie zawsze było jak w książce...i też nadwyraz opiekuńcza bo i dość miałam tych chorób.
OdpowiedzUsuńsuper fotki
OdpowiedzUsuń