Tęsknota
Ostatnio coraz częściej doskwiera mi tęsknota...taka nieubłagana, przeszywająca, ze łzami w poduszkę wciskająca... Brakuje mi Krakowa, zwłaszcza nocnych spacerów nad Wisłą, beztroskich studenckich czasów pachnących Indiami...Marzę by rzucić wszystko, chwycić plecak i stanąć przy drodze wysmarować kartkę byle przed siebie, wystawić palec i ruszyć na stopa w podróż w nieznane...Pragnę wakacji...lenistwa na plaży, piasku we włosach , słonecznego brązu na ciele...ciepła...chcę by zima poszła precz i zakwitły wiśnie. Sama siebie się pytam gdzie się pogubiliśmy z moim mężem i tęsknię do tego jacy byliśmy kiedyś...chciałabym pójść z nim na upragnioną chińszczyznę albo najromantyczniejszą na świecie zapiekanką na Placu Nowym... chciałabym znów stanąć prawie nago przed Marzenką oddać swoje ciało jej pędzlowi, na chwilę być żywym dziełem sztuki, zatańczyć w bodypaintingu, wystąpić z ogniem... a najbardziej tęsknię do marzeń, które miałam, które umarły śmiercią naturalną, które zweryfikowało życie...kiedyś nie bałam się marzyć...teraz chyba frustracja wywołana problemami w małżeństwie, natłok obowiązków, kiedy nie masz nikogo, kto by ci pomagał...ja nie marzę...trwam, brnę, wegetuję...tęsknię...