Mniej.
Nie pamiętam już, kiedy i dlaczego przyszło mi do głowy, że kluczem do codzienności może być portfel. Jego zawartość (bądź jej brak) i to, co się z nią robi.(...) Ile płacimy za poczucie bezpieczeństwa, szacunek, spokój. Jaka jest cena dostępu do zdrowia, wiedzy, czystego powietrza, wody, chlorofilu. Jak przeliczyć czas na pieniądze, pieniądze na przedmioty, przedmioty na relacje. Czy redukcja we wszystkich tych dziedzinach daje swobodę, a może wręcz przeciwnie – uwiera?
Lektura książki Marty Sapały była mi potrzebna... ale i musiałam do niej dojrzeć. Książka w której autorka opisuje swój trwający okrągły rok eksperyment naprawdę daje do myślenia. Przez dwanaście miesięcy autora ograniczała konsumpcję do absolutnego minimum. "To nie jest podręcznik, który ma nas oduczyć konsumpcji i zamienić ascetów, to przewodnik po myśleniu, które broni nas przed bezrefleksyjnym sięganiem do portfela." Fascynujące jest to, jak różnie definiujemy swoje minimum i niekoniecznie ma to związek z zasobnością portfela. Dzięki tej lekturze "Spróbujemy dowiedzieć się, czy „mniej” w jednej dziedzinie oznacza „więcej” w innej. I dlaczego bilans między nimi nie zawsze się zgadza."
Nie jestem zakupoholiczką. Nie cierpię na nadmiar rzeczy, kupowanych impulsywnie, bez namysłu, czy na pewno jest mi to potrzebne i czy w ogóle będę z tego korzystać. Moje zakupy są przemyślane i zaplanowane... Zdecydowanie umiem oszczędzać... robić zakupy za kwotę wyliczoną, co do grosza... Ale oszczędnie nie znaczy minimalnie... Swoje wydatki i potrzeby ograniczyłam do minimum już dawno temu... Nauczyło mnie tego życie. Jednak wydatki na dzieci się mnożą... im odmawiać nie umiem choć znają mantrę: mamusia nie ma pieniędzy, może jak spłynął w końcu alimenty, to wtedy... teraz muszę zapłacić mieszkanie, przedszkole... Przykre to, ale w jakiś sposób czuję się gorsza, bo nie mogę dać dzieciom wszystkiego co by chciały. To nad tą kwestię muszę pracować. Nie kupowanie czegoś nie podważa moich rodzicielskich kompetencji. To czy coś kupiłam, czy nie nie wpływa na jakość mojego macierzyństwa. Paradoksalnie jak nie mam pieniędzy staję się bardziej gospodarna i kreatywna :) Chciałabym być samowystarczalna... ale nie jestem. Nie podejmę próby kompletnego zrezygnowania z zakupów... nie ma o tym mowy w mieście... Mój minimalizm wciąż wzdycha do barokowego przepychu... bo czasem jednak dopada mnie potrzeba konsumpcji dla samej konsumpcji... Tak mam... czasami po prostu pragnę... :) Materialne zachcianki nie warunkują mojej egzystencji, ale jednak...
Książka świetnie ukazuje społeczne uwarunkowania zakupów, mechanizmy, które nami kierują, uświadamia zasady, które panują w świecie konsumpcjonizmu. Eksperyment autorki jest niezwykle fascynujący, jako idea ograniczania swoich potrzeb, przemyślanego konsumowania rzeczywistości, zastanawiania się nad swoimi potrzebami, w kontrze do zachcianek. Przeciętny Polak trzyma w domu niemal 4000 zł pieniędzy zamrożonych w przedmiotach... Ja postanowiłam oczyścić moją przestrzeń, usunąć przedmioty, które ją tylko zagracają. Zrobić czystki bez moich chomiczych zapędów sentymentalnego kolekcjonera... Minimalizm i antykonsumpcjonizm są ostatnio bardzo modne. Nie są to idee dla każdego... Minimalizm wydaje się być trendem, który zaistniał jako odpowiedź na masową i bezmyślną konsumpcję. Stał się on wyrazem wolności, sposobem na uwolnienie się jednostki od przymusu konsumowania coraz większej ilości produktów, których wcale nie potrzebuje. Książka Marty Sapały "Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków" należy do grupy tekstów, które motywują do działania i nakłaniają do zmiany.
„Największy rozwój wewnętrzny zanotowałam, gdy przestałam chcieć więcej i nastawiłam się na akceptację tego, co mam. (…)Gdy skupiałam się na „mieć”, nie miałam czasu „być”. Banał, no nie?”
0 komentarze :