Related Posts with Thumbnails

Big Eyes


Ekscentryczna twórczość Tima Burtona ma tylu zwolenników ilu przeciwników... ja raczej wpisuję się do tej pierwszej grupy. Niestety mam mieszane uczucia po seansie z Big Eyes... taki niedosyt i trochę żal, że są niestety mocno przewidywalną historią. Dramat biograficzny Tima Burtona tragicznie zły nie jest... szczerze nawet mi się podobał, ale czegoś mu brak...







Tytułowe wielkie oczy są znakiem rozpoznawczym Waltera Keane’a. Pod koniec lat 50 zasłynął  on dzięki serii portretów dzieci o ogromnych oczach. Tanie reprodukcje jego dzieł sprzedawały się w gigantycznym nakładzie... Ameryka oszalała za tą nową, niezwykłą formą przedstawiania ludzi. Karykaturalnie czarujący Keane z wyrachowaniem przypisuje sobie autorstwo pięknych obrazów, które tak naprawdę namalowała jego żona Margaret. Kobieta próbuje dowieść swoich racji...

Mamy obraz utalentowanej artystki, która daje się stłamsić... godzi się żyć w cieniu męża... musi wyrzec się siebie i swojej sztuki... Trudną historia kobiety, samotnej matki, utalentowanej artystki, która zmaga się z uprzedzeniami płciowymi, problemami związanymi z pozycją kobiet w amerykańskim społeczeństwie... a do tego na swojej drodze spotyka samych nieodpowiednich facetów z którymi się wiążę, ponieważ brakuje jej pewności siebie. Buntuje się przeciwko realiom i sytuacji kobiet lat 50tych... a  jednak poddaje się jej. Margaret Keane uchodzi dziś za symbol emancypacji kobiet. Przeszła trudną drogą od stłamszonej przez otoczenie kobiety aż do wyzwolonej i pewnej siebie artystki. Kocha, a jest okradana z pieniędzy, sławy, tożsamości...

Walka o prawdę kończy się w sądzie, gdzie zdesperowana kobieta w spektakularny sposób udowodnia budowane latami kłamstwo męża. Na oczach sędziego i ławy przysięgłych namalowała jedno ze swoich dzieł w niecałą godzinę... Prawdziwa historia artystki jest tragiczna, ona i jej córka były ofiarami przemocy domowej... w filmie mocno "ocieplono" wizerunek Waltera... może dlatego, że w tamtych realiach obrazy, które namalowała kobieta mogły nigdy nie zyskać sławy... jej twórczość ujrzała światło dzienne za sprawą jej męża... więc w pewnym sensie zawdzięcza mu swój sukces... wątek emancypacji też jest mocno delikatny... gdyby nie znać w ogóle historii artystki film jest przeciętnym obrazkiem Ameryki lat 50tych... Historią opowiedziana na wskroś prosto bez zbędnych emocji i fajerwerków... wręcz ze znużeniem i przewidywalnością dnia codziennego kury domowej...


Margaret Keane ma w sobie ekscentryczność właściwą Burtonowi... Tylko film nie skupia się na jej fenomenie... bardziej na małżeńskich przejściach malarki. Film dobry, godny uwagi, wyczekiwany... ale nie oczekujcie fajerwerków...

0 komentarze :