logistyka
Gdy nagle zostajesz sama z dwójką dzieci... gdy nagle świat wywraca się do góry nogami... wszystkiego musisz się uczyć od nowa... Inna jakość funkcjonowania... Łapie się na tym, że zwykłe codzienne czynności stają się uciążliwe... Niby nie zmieniło się wiele, w kwestii moich obowiązków względem dzieci praktycznie nic... a jednak nowy kontekst, inny punkt odniesienia... wszechobecne przeciążenia... Logistyka to moje drugie imię... każdego dnia uczę się prosić o i przyjmować pomoc. Mogę sprawdzić autobus, nastawić budzik, przygotować wieczorem na następny dzień ubrania, ze stoperem w dłoni zmierzyć czas na pokonanie niezbędnych odległości... i co z tego jak dochodzi milion zmiennych niezależnych... płacz Viki, zepsute buty, dźwiganie nie zwyczajnego do chodzenia Igora, czy jego małe raczki zaciśnięte na mej szyi, gdy nie chce mnie wypuścić z przedszkola... on płacze, czas ucieka... spóźnię się...
Pobudka o 6, autobus, odwieźć dzieci do przedszkola, biegiem na staż... 8 godzin w biurze biegiem po dzieci, spacerkiem na przystanek i do domu... nuda, przytłaczające realia... Każdego dnia mijam po lewej moje życie, po prawej marzenia... Głupia sytuacja mam zrobić zakupy, Igor zasypia w autobusie... nie zrobię zakupów, nie mam jak wyjść, z kim zostawić dzieci... kurtyna. Sobota Igor gorączkuje... leki, zbijanie gorączki... nic nie pomaga, gorączka nie ustępuje... w niedzielę wycieczka na pogotowie pediatryczne i jestem uziemiona... klops, niedyspozycyjna matka dwójki dzieci, co po tygodniu stażu musi wziąć wolne i znaleźć Viki transport do i z przedszkola...
Kiepskie klony dni, których nie chciałam gonią jeden za drugim... pokazują mnie palcem i z drwiącym uśmiechem krzyczą: " Nie tego chciałaś " ... A ja zasypiam przytłoczona dniem i myślę sobie co z tego... nie mam wyboru... na razie nawet na horyzoncie nie czai się nic innego...
0 komentarze :