Świątecznie
Święta za pasem...za oknem biało...wciąż sypie śnieg...Choinka ubrana...niby dla dzieci, ale chyba ja miałam w tym roku większą potrzebę...Prezenty spływają pocztą, kurierem jutro chyba zapakuję (tylko karton duży z marketu muszę pobrać, bo Vi uświadomiła, mi, że prezent musi być duży z kokardą...w sumie ma dziecko racje...nie wiem czemu kupiłam torebki z mikołajem......przecież sama wolę akt rozpakowywania...darcia papieru...) gotować w tym roku nie będę...bo po co? Na Wigilię idziemy do moich rodziców i nie dość , że trawić będziemy 3 dni, to na pewno dostaniemy na wynos...z resztą kwas wigilijny najlepiej szykuje pradziadek, a uszka i pierogi prababcia Vi... Piszę i tak zerkam sobie na chińskie ledy na choince, co żyją własnym życiem...mam rodzinę...wow...sama temu nie wierzę...wojująca feministka, hipiska, autostopowiczka przodowniczka z high hopes...ma męża i dwójkę dzieci... Kto by pomyślał...? Te święta będą inne ...bo w czwórkę, bo jak wrócimy po kolacji Vi przebierze się w strój pocahontas, a ja ugotuję psu kaszę z mięsem...bo przecież teraz mieszkam na wsi... rozpalimy w kominku, otworzymy prezenty...i co...nie wiem...po co planować...
0 komentarze :