• Koniec niewinności

    Muszę ją uczulić na zagrożenia i dla jej dobra zburzyć bajkowy mit beztroski i bezgranicznej względem dorosłych ufności. Subtelnie wskazać nieakceptowalne zachowania, bestialskie gwałty dorosłych na dziecięcej niewinności. Nigdy nie skąpiąc córce czułości powiedzieć, że dotyk bywa zły, krzywdzący... że nikt nie ma prawa dotykać jej intymnych części ciała...

  • Prawa Murphy'ego dla rodziców

    Dopóki nie zostałam mamą, nie rozumiałam ich potęgi :) Dziś Prawa Murphy'ego pozwalają mi do macierzyństwa podejść z dystansem i uśmiechnąć się w najbardziej absurdalnej sytuacji... Bo przecież prawdopodobieństwo zdarzenia się czegoś jest odwrotnie proporcjonalne do pożądania tego zdarzenia... i rodzice, to wiedza najlepiej...

  • Wychować Chłopca

    Podobno aby "dobrze" wychować chłopca matka musi być szczęśliwa, silna, pewna siebie...

  • Cyberpacjenci Dr Google

    Już 8 mln polskich internautów poszukuje w sieci informacji na temat zdrowia, chorób i ich leczenia. Zanim odwiedzą lekarza najpierw szukają w internecie informacji o objawach, z którymi mają do czynienia

ChUJOwa Pani Domu


"Wnioskując z kont na FB, Instagramie, Snapchat'cie czy Twitterze serio nie ogarniam jakim cudem inni ludzie znajdują czas na swoje życie". Magdalena Kostyszyn założyła na FB profil "Ch***wa Pani Domu"... który bije rekordy popularności... Dziwne? Nie bardzo. Umówmy się Perfekcyjną Rozenek, to mało kto może zostać. Moja proza dnia codziennego #nofilter ni jak ma się do wystudiowanych kadrów z instagrama. Tak, słyszałam te podśmiechujki, że profil prymitywny, humor dla ubogich mas, że polonistka, a klnie jak szewc, a jednak na książkę Magdaleny Kostyszyn czekałam, przebierając nogami na niewypastowanej podłodze z rozmnażającą się przez pączkowanie stertą niewyprasowanego prania (bo o ile również mam patent na strzepywanie prania przed rozwieszeniem, to te nieszczęsne biurowe koszule domagają się bliskiego spotkania z żelazkiem)

„Od roku uczę Cię na Facebooku jak nie gotować oraz w jaki sposób nie oporządzać gospodarstwem domowym; zdradzam tajniki kuchni molekularnej i robię wszystko, byś wiedziała, jak dawać w kuchni ciała. Dziś wyciągam do Ciebie pomocną dłoń i dzielę się asortymentem, bez którego Twoje domostwo jest tylko marnym pyłem. Śmiało, rozgość się w moim królestwie. Nie musisz ściągać butów”



Wiecie, że kiedyś z autorką antyporadnika, który zagościł w księgarniach jadłam obiad? Ona za pewne nie pamięta i może lepiej, bo ja to zawsze jakąś gafę strzelę... i w tedy było podobnie... Wypatrzyłam w chińskiej knajpie znajomą, ładną twarz i się dosiadłam. Zamówiłam ryż z krewetami, do którego kucharz zapomniał dodać krewetki i jak to mam w zwyczaju będąc incognito w obcym mieście udawałam, że jestem pewna siebie, siląc się na swobodną rozmowę... Było minęło, dawno i nieprawda jednak ją zapamiętałam jako piękną, inteligentną kobietę. Opanowaną za to ze zdrową dozą dystansu i cynizmu. 

To nie jest kolejna książka blogera na topie o wszystkim i o niczym, nie jest to próba ubrania w słowa śmiesznych obrazków krążących po internecie. Nie jest to też pean pochwalny na cześć brudu i pomysłowych Dobromir. Magdalena po  prostu trafia w sedno. Wypowiada, to co każda z nas, kobiet często myśli, a bała się głośno powiedzieć z obawy przed społecznym ostracyzmem. Ada, to nie wypada... Musimy być idealne. Wszystko, co Magdalena pisze okraszone jest dużą dawką humoru, a pod sarkastycznymi uwagami autorki kryje się sama prawda. Czytając śmiejemy się do łez, a za chwilę przychodzi moment refleksji nad normalnością. Tym co zarzucają autorce wyolbrzymianie przypominam, że hiperbola, to taki środek stylistyczny.

„Już nie umieram z niecierpliwości, kiedy tylko skończy się ulubiony serial, tylko po to, żeby biegiem puścić się w stronę łazienki i szorować kabinę prysznicową. Oddelegowuję zadanie jednemu z domowników i wieczorem z lubością odprawiam nieszpory z dobrym filmem i popcornem pod pachą. Przestałam zadręczać się myślą, ze nie mam w domu na święta choinki, i pozbyłam się wyrzutów sumienia, że od czasu do czasu siedzę beztrosko w fotelu i nic nie robię. Od kiedy odpuściłam, wyciągnęłam z tyłu pleców mały zaworek i popuściłam trochę powietrza, w końcu zaznałam spokoju ducha. Przypomniało mi się, że przecież też mam coś do powiedzenia w kwestii własnego życia”.



Nienawidzę prasować (wstawiać pralkę owszem, codziennie, ale prasować?), nie umiem piec ciast, nie mam ręki do kwiatów, potrafię uśmiercić nawet kaktusa, nie potrafię myć okien ani octem, ani irchą, ani gazetą ... zawsze są smugi, nie lubię placów zabaw, ani cudzych dzieci, a jak musiałam zaistnieć na rynku pracy wiele razy usłyszałam, że samotna matka robiąca do tej pory karierę w pieluchach pracując zdalnie z domu, to niedyspozycyjny pracownik bez doświadczenia... No tak zapomniałam dodać, że nie chodzę do kościoła, jestem rozwódką i lubię palić papierosy, a w Krakowie nauczyłam się przeklinać... Często zbieram brudne gary z kilu dni, żeby podczas zmywania obejrzeć na telefonie odcinek serialu, i już nie czuję się zobowiązana do mycia podłóg, gdy mam weekend bez dzieci... Bo cyniczna, to od urodzenia byłam więc się nie liczy. Nie jestem idealna i nigdy nie będę... ale nie perfekcjonizm, a szczęście są moim celem. Pomijając litanię rzeczy, w których jestem klasycznie ch...owa, są rzeczy w których jestem mistrzem, w których się spełniam, realizuję i bynajmniej nie jest, to taniec z mopem ani deser Pavlova.

"Godzina szósta. Budzik przedwcześnie wyrywa cię z przytulnej otchłani absolutu. Wstajesz za pierwszym razem (lata praktyki). W głowie masz co najwyżej mentalny zakalec, ale hardo zwieszasz nogę z łóżka. Przecież jesteś kobietą sukcesu. Jeszcze tylko potknąć się o psa, nadepnąć na klocki Lego, wyje..ć się na stosie ubrań, które czekają na swoją kolej do czyśćca, i można z klasą zaprezentować swoje oblicze łazience."

Wbrew pozorom wszyscy tęsknimy za normalnością... kreowany w mediach idealny świat jest męczący... Warto odpuścić, nabrać dystansu... Nie dajmy się zwariować... Pomijając wychowanie, utrwalane wzorce i wpajane społeczne role... naprawdę nie ma żadnych popartych naukowo dowodów, że świat się skończy, gdy w kuchni skończą Ci się czyste naczynia."Na koniec powiem wam tylko, że bać to się można pająków albo toalet w Polskich Kolejach Państwowych, ale nie życia. Bo albo żyjesz, albo się boisz."

Matka Polka nieustannie sprzątająca

 Marina Abramovic
Szykowałam ten post dzień przed wyjazdem do Warszawy, kilka tygodni temu... coś zazgrzytało i tekst się nie zapisał... a więc jeszcze raz... teksty nowy, a jakże podobny... kwestia nieustannego sprzątania jest po prostu wiecznie aktualna... 

Bałagan warunkuje moją egzystencję... Matka Polka nieustannie sprzątająca... Nad bałaganem ubolewająca... Zamykam oczy i wiem, że jutro będzie nowy dzień, i znów będę sprzątać...  Jakbym rano nie chwyciła miotły, to by chyba znaczyło, że umarłam... Nie jestem pedantką, nie mam manii sprzątania, tym bardziej nie cierpię na ataksofobię... Czasem wydaje mi się nawet, że odkąd zostałam mamą tolerancja na bałagan mi się zwiększyła... Nabrałam dystansu... Teoria względności nabrała nowego znaczenia... Mój mąż cierpi na poślubną głuchotę wyrywkową, ja zaczynam mieć przebłyski wyrywkowej ślepoty... Staram się ignorować, nie widzieć... choć widzieć muszę, żeby się nie potknąć... A jednak większą cześć mego czasu i energii pochłania sprzątanie... Żeby jeszcze było widać efekty, dom lśnił jak przed testem białej rękawiczki, pachniał pronto i wyglądał jak z katalogu Ikei, albo reklamy ajaxa...to pół biedy... ale ja mam wrażenie, że po prostu żyję w brudzie... Sławna nie jestem więc ten brud ni przypiął ni przyłatał, a spędza mi sen z powiek... odbija się echem chujowej pani domu...

kitchen
 Marina Abramovic
Jak byłam mała czytałam Nie kończącą się Historię, teraz mam neverending story z bałaganem w roli głównej. Zamiatam, przecieram, podnoszę, przekładam, zmywam, wycieram, przekładam, odkładam... CTRL+C CTRL+V tryliard razy, again and again... od świtu do zmierzchu i jeszcze dłużej... Końca nie widać, efektów nie widać... Zanim pójdę spać wieczorem ogarniam przestrzeń życiową, codziennie łudzę się, że wstanę i nie pomyślę fuck jaki bałagan... a jednak pobudka rundka dzieci po domu i efektów nocnego pucowania nie widać... Sprzątanie w dzień, to jak te sławne mycie zębów podczas jedzenia czekolady... a jednak i tak co chwila schylam się i coś podnoszę...  Na pomoc nie mam co liczyć... mój mąż brudu nie widzi... chyba wychodzi z założenia, że mam za dużo wolnego czasu i brud mnoży się w mojej głowie, żebym miała co robić, ewentualnie narzekać, jaka jestem zapracowana... Wiadomo jak się nic nie robi, to najlepiej udawać, że się jest bardzo zajętym. Vi wzrusza ramionami i chce pod choinkę od Mikołaja robota do sprzątania, ewentualnie tresowane krasnoludki... Igor... cóż on na razie bałagan generuje... Więc sama jestem z tym moim brudnym problemem, niezrozumiana, przytłoczona, klepiąca codziennie litanię domowych obowiązków...

 Marina Abramovic
I tyle razy już biłam się w piersi, że nie będę sprzątać, że bałagan nie zając nie ucieknie, że basta, koniec... Że może jak przestane sprzątać, to domownicy zauważą, przyznają mi w końcu racje, wyciągną pomocna dłoń, uznają, że nieokiełznany bałagan to fakt, a nie moje białe myszki... I co? I nic? Rzucę miotłę w kąt jeszcze odbije się od ściany i limo mi pod okiem nabije, nie posprzątam dziecięcych klamotów, na klocku lego stanę... Zastanawiam się, za co ta karma...? Nie dość, że kobieta się odrodziłam, to jeszcze z syndromem Don Kichota i Syzyfa w jednym... 

Matka Polka nieustannie sprzątająca pociągnięcia miotłą odmierzają mi czas... Zamiatam, przecieram, podnoszę, przekładam, zmywam, wycieram, przekładam, odkładam... CTRL+C CTRL+V tryliard razy, again and again... od świtu do zmierzchu i jeszcze dłużej... 

Krasnoludki

Elżbieta Jabłońska

Gry domowe
Ostatnio zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd? Nigdy nie mieliśmy w domu pani sprzątającej... Więc, jak to jest, że  moja czteroletnia córka zamiast mi pomóc utrzymać w domu jako taki porządek zastanawia się skąd wziąć robota sprzątającego, skoro krasnoludki, które do tej pory dbały o ład i porządek w naszym domu są na urlopie... No błagam... może nie widać efektów mojego sprzątania ( patrz post chujowa pani domu), ale że krasnoludki? Nie wiem czy powinnam się cieszyć z bujnej wyobraźni mego dziecka, czy płakać, że moje domowe obowiązki są tak oczywiste, że aż moje zasługi są przypisywane wyimaginowanym karzełkom. Ze zgrozą wspominam sobotnie dyżury sprzątania, które jako dziecko miałam z moimi siostrami. Chciałam oszczędzić takiej traumy mojej córce, chciałam żeby sprzątała tylko swoje zabawki. Sprzątam po nocy, gdy dzieci śpią i sama strzeliłam sobie w kolano. Sprzątanie jest dla moje córki tak abstrakcyjne, jak dla mnie niepojęte jest to, że  3 na 4 domowników w naszym gospodarstwie domowym, naszej mikro rodzinnej społeczności, wychodzi z założenia, że wszystko w domu robi się samo... Pralka pierze, zmywarka zmywa, miotła zamiata, kuchenka gotuje... Nie wtajemniczeni mogliby pomyśleć, że mamy wybitny high-tech w domu, inteligentne rozwiązania, samoprowadzący się... a co ważniejsze samoczyszczący się dom. Zapewniam Was, że gdyby tak było, udostępniłabym patent jako open source ku uciesze wszystkich uciśnionych kur domowych, była obrzydliwie bogata i śmiała się z tej całej sytuacji... A tak wypruwam sobie żyły pod szyldem krasnoludków... Mama undercover, dla której miotła i ścierka są orężem...

Swoja drogą nie wiem skąd ten mit sprzątających krasnoludków, moja córka wychowana na bajkach Disneya powinna wiedzieć, ze 7 karzełków było syfiarzami i to Śnieżka im sprzątała!



Dobijcie mnie i powiedzcie, czy u Was też sprzątają krasnoludki?

Chujowa pani domu


Cóż czas spojrzeć prawdzie w oczy... kiepska ze mnie pani domu... Do tej pory łudziłam się i tłumaczyłam sama przed sobą... że nie jest źle, że mam dwójkę małych dzieci... Głodne i brudne nie chodzą ( no dobra może Igor, bo po trzeciej przebierce dziennie odpuszczam, a głodny jest zawsze o każdej poze dnia i nocy), całkiem nieźle gotuję.., piorę codziennie, choć przyznaję, moja mea culpa nie prasuję. Do tej pory... bo ostatnio, gdy mama popatrzyła na mnie z politowaniem uświadomiłam sobie, że ona miała trójkę małych dzieci, pracę na 3 zmiany i ... ona by zdała test białej rękawiczki, a ja nie! Nawet obejrzałam kilka odcinków najczystszego show w tvnie... bo Perfekcyjna Pani Domu mnie prześladuje.. koleżanka się skarży, że przyszła, niedoszła teściowa sprezentowała jej poradnik Małgorzaty Rozenek pod choinkę ( nota bene był na promocji w biedrze i każdeym hipermarkecie), a moja prywatna, własna teściowa pół żartem pół serio mówi że by nas do takiego programu zgłosiła... WTF? Naprawdę jest tak źle? Myśłałam, że po prostu mąż i dzieci zweryfikowały moje postrzeganie bałaganu, zwiększyły moją tolerancję na nieporządek... Ja wiem, zabawki dzieci sa wszędzie... kurz z kominka żyje w symbiozie z czarnymi meblami... okna jak umyję, to zaraz deszcz spadnie, albo Igor szyby wycałuje, a jak podłogi zamiotę, to mąż w gumiakach drewno zaczyna nosić... Kwiatki mi nie rosną nawet kaktusy, w ogródku tylko szpinak i bazylia mi rośnie... bo ta marchewka, co podobno każdemu wyrasta nigdy mi nawet nie wzeszła... Ale przetwory robię, grzyby marynuję...  Wiem, że wannę się myję, choć woda z mydłem się w niej przelewa, używam domestosa... Naprawdę się staram... co wieczór ogarniam przestrzeń życiową, moja mama by powiedziała, że po łeblkach... ale co za różnica, skoro Igor rano wstanie, przemierza dom jak jak tajfun z szerokim spektrum rażenia i efektów mojej wieczornej pracy nawet nie widać? Pamiętam, że jak byłam mała miałyśmy z siostrami dyżury sprzątania, może jakby mi ktoś pomógł, to by było czyściej? Bo moi jaśnie wielmożni współokatorzy nie dość, że brudzą, ani po sobie nie sprzatają, ani mi w niczym nie pomagają... Może jak bym miała nowiutkeńki dom z panelami i skandynawskim polotem z ikei moje niedociagnięcia, nie biły by tak po oczach? Może jakbym miała taki inteligentny odkurzacz, co sam sprząta... a nie latam z tą miotłą jak głupia, a na wsi jak to sie mówi brud się nosi? Ja nie wiem ręce opadają... chyba czas zarzucić fartucha, zaksać rękawy, ubrać białe rękawiczki i z filmikiem pilotażowym z youtuba odgruzować dom milimetr, po milimetrze... No bo jak to? Fajna ze mnie babka, niezła mama, wyborowa kucharka, kochanka... a chujowa pani domu? No way!
Tylko poczekam do wiosny, bo za oknem -20 i eksmitować męża i dzieci do namiotu byłoby niehumanitarne...