• Koniec niewinności

    Muszę ją uczulić na zagrożenia i dla jej dobra zburzyć bajkowy mit beztroski i bezgranicznej względem dorosłych ufności. Subtelnie wskazać nieakceptowalne zachowania, bestialskie gwałty dorosłych na dziecięcej niewinności. Nigdy nie skąpiąc córce czułości powiedzieć, że dotyk bywa zły, krzywdzący... że nikt nie ma prawa dotykać jej intymnych części ciała...

  • Prawa Murphy'ego dla rodziców

    Dopóki nie zostałam mamą, nie rozumiałam ich potęgi :) Dziś Prawa Murphy'ego pozwalają mi do macierzyństwa podejść z dystansem i uśmiechnąć się w najbardziej absurdalnej sytuacji... Bo przecież prawdopodobieństwo zdarzenia się czegoś jest odwrotnie proporcjonalne do pożądania tego zdarzenia... i rodzice, to wiedza najlepiej...

  • Wychować Chłopca

    Podobno aby "dobrze" wychować chłopca matka musi być szczęśliwa, silna, pewna siebie...

  • Cyberpacjenci Dr Google

    Już 8 mln polskich internautów poszukuje w sieci informacji na temat zdrowia, chorób i ich leczenia. Zanim odwiedzą lekarza najpierw szukają w internecie informacji o objawach, z którymi mają do czynienia

Byle do Wiosny...


Pragnę wiosny... ciepła, słońca, światła... zieleni. Pragnę słyszeć ptaki, gdy zadzwoni mój budzik o poranku... i ten kolejny dawkujący sen przerywany po 5 minut drzemki. Nawet kupy roztopowe na trawnikach mnie nie przerażają... Byle przyszła wiosna. Mam dość zimowych kurtek, szali, szarości... Tej przytłaczającej szarej nijakości... Za długo ta zima w tym roku... Marazm, nuda, odmrożone dłonie, bo gdzieś zapodziałam rękawiczki.

Wieczorami obmyślam plan produkcji melaniny, namiętnie kupuję tulipany i żonkile w biedrze... magia sympatyczna zaklinająca wiosenny czas... lepszy czas... Wiosna inspiruje, dodaje energii i motywuje do działania.

Zrobiłam przemeblowanie w dziecięcym pokoju, poczyniłam grande porządki i worami zachomikowane śmieci wyrzuciłam... o mały włos mycie okien w deszczu popełniłam... byle przyszła wiosna... bzem pachnąca, świeżymi warzywami na targu obfitująca... Paraliż Band na playliście zapętlony.

Outfit a la ludzik michelina, grube rajty pragnę zrzucić... mamo jak ja pragnę wiosny...

Ile kosztuje rozwód

Ostatnio prześladuje mnie jeden sen... regularnie powraca... idę uliczką na Starówce... jakieś połączenie Chrzanowa i Olsztyna... Mijam aleję Gelsenkirchen wchodzę do Zamku... Niby Kapituły Warmińskiej, a w mym subiektywnym odczuciu Alhambra. Biegam między licznymi drzwiami i drzwiczkami, po schodach w górę w dół... bo muszę się gdzieś dostać... muszę wybrać odpowiednie wrota... A za nimi winda... zawsze winda... stara metalowa, rozklekotana... Jestem przerażona ( tata wytłumaczył mi, że mój irracjonalny strach przed windami jest bardzo racjonalny... po prostu jako dziecko zatrzasnęłam się w klaustrofobicznej windzie w bloku na Nagórkach...) ale muszę odbyć podróż w dół przepaści...


Budzę się, a za kilka dni to samo... spadam w dół w rozklekotanej windzie... tzn zjeżdżam bo katastrofą moja podróż się nie kończy...

Wiele osób pytało mnie ile kosztował mnie rozwód? Szczerze? Za dużo... Po prostu za dużo.

Mogłam bym napisać, tysiąc, dwa, pięć... tak, rozwód kosztuje... nie oszukujmy się...

Ale wiecie co? Ja wciąż za niego płacę... Taka inwestycja w lepsze jutro... studnia bez dna...

Bo kosztował mnie wiele żalu, złości, stresu... Tabletek uspokajających na szyszkach chmielu przepijanych melisą.

Bo opłaciłam go wylanym morzem łez i zagryzionymi do krwi wargami...

Ale to nie koniec... wynagrodzenie prawnika to jedno, realne koszta rozwodu to inna bajka... płacę za niego wciąż... każdego dnia... borykając się... bagatela... z codziennością samotnej matki...

Przepracowując z dziećmi ich żal, złość, uczucie straty, rozczarowania i mocno zachwiane poczucie bezpieczeństwa...

Każdego dnia na nowo uczymy się funkcjonować sami... ja i oni, oni i ja... nasza trójka... idzie nam świetnie... Naprawdę wymiatamy jako trio... ale lekko nie jest...

Jedni skaczą z Chodakowską coby wbić się w seksowne bikini, my skaczemy przez kłody... Daleko, do przodu... z dumnie uniesioną głową.

Uczymy się prosić o pomoc i ją przyjmować... pniemy się na szczeblach kariery mistrzów logistyki...

Kiedyś wydziaram sobie alimenty zasądzone nie równa się wypłacone  i  pamiętaj zawsze możesz być bardziej zmęczona...  może w sanskrycie w tedy będzie bardziej trendy... a nie takie gorzkie i pachnące niesprawiedliwością tudzież po prostu realnością...

Pamiętam jak dziś... paliłyśmy na balkonie papierosa. Ja jeszcze w trakcie rozwodu, ona w nieciekawej sytuacji... Nie widzę perspektyw powiedziała... ja przytaknąłem... Bo nie widzę... mój horyzont się skurczył... jest satysfakcją z nowej pracy,  Igora mantrą "kofam moją mamę"  na trasie dom- przedszkole, długim prysznicem po ciężkim dniu, małymi rączkami szukającymi mnie w łóżku nad ranem...

Przyszła wiosna... zmiany... plany... wysyp jak grzybów po deszczu i plaga gorsza niż noworoczne postanowienia... A ja... ja mam przyszły weekend bez dzieci... pójdę potańczyć bo mnie to uszczęśliwia, będę dziewczyną blond z piosenki Braci Soprano i singielką w małym mieście, co flirtując nigdy nie ukrywa, że ma dwójkę cudownych dzieci i to one są jej priorytetem...

Bzem jeszcze nie pachnie... ale wiosnę mam w sercu...


Sny z motywem windy, schodów lub drabiny pojawiają się w sytuacjach stresowych, kiedy np. stajemy przed koniecznością dokonania jakiejś wyjątkowo trudnej decyzji.

BOTWINKA

Botwina to młode liście i korzenie buraka ćwikłowego. Są cennym źródłem błonnika, witamin, żelaza i wapnia. Naukowcy odkryli w botwinie substancje o działaniu podobnym do kobiecych hormonów płciowych - estrogenów (hormonów piękna, młodości i seksu). Zawarte w botwinie bioflawonoidy, to silne przeciwutleniacze, które usuwają z organizmu szkodliwe wolne rodniki oraz hamują rozwój komórek nowotworowych.Buraczane bulwy zawierają białka, tłuszcze, węglowodany, błonnik, substancje mineralne: wapń, żelazo, magnez, fosfor, potas, sód, kobalt, prowitaminę A (karoten), witaminy B1, B2, PP, C, kwas foliowy oraz barwnik zwany betainą. Liście buraków natomiast są bogate w witaminę C i prowitaminę A.

Zupa z botwinki pobudza apetyt, odkwasza i odtruwa organizm. Nie wyobrażam sobie wiosny bez botwinki, a więc prosty przepis dla Was:


składniki:
  • 1,5 litra wody
  • pęczek botwiny
  • marchewka 
  • pietruszka 
  • kawałek selera
  • dwa ziemniaki  
  • kostka rosołowa 
  • dwa ząbki czosnku
  • sok z połówki cytryny
  • sól, pieprz do smaku
  • śmietana do podania
  • opcjonalnie puszka czerwonej fasoli, koper

Jarzyny siekamy w kostkę, dodajemy posikaną botwinę ( bulwa, łodygi, liście), dwa ząbki czosnku, zalewamy woda gotujemy, aż warzywa zmiękną. Doprawiamy sokiem z cytryny i solą i pieprzem do smaku Moje dzieci lubią botwinkę z dodatkiem czerwonej fasolki. Zupę podajemy z kleksem śmietany, posypana koperkiem. 





wiosenna migawka


Tydzień pod znakiem choroby i antybiotyku... tak na pożegnanie zimy... Wiosna przyszła więc niech wszelkie choróbska pójdą precz. Po zimowym siedzeniu w domu, wiosenne chorobowe uziemienie, to naprawde osatnia rzecz na jaką mam ochotę. Dzieci biegajace beztrosko przed domem, smagane słońcem i umorusane piaskiem, to zdecydowanie inne dzieci, niż te zamknięte w czterech ścianach, tęsknie wyglądające przez okno... Dotlenione, wymęczone zasypiają bez wieczornych podchodów... Siedzą godzinami w piaskownicy i bawią się razem. w świecie, do którego dorośli nie mają wstępu... Mogę wypić ciepłą kawę patrząc na nich z bezpiecznej odległości, podgladać i i nie ingerować, by nie zepsuć im zabawy, a sobie ugrać kilka minut spokoju... I poranne wstawanie jakieą takie mniej bolesne jest, gdy za oknem nie panują egipskie ciemności... Lubię wiosnę... wiosną wszystko jakieś takie znośniejsze jest...


wiosna!


Wiosna... oj czekałam na nią... wyglądałam, bo zimą na wsi się zasiedziałam, podgniłam trochę i zdziadziałam... Z utęsknieniem słońca wyglądałam, co osuszy ziemię, przegoni błotne zaspy i wygoni dzieci przed dom... Bo gdy zimno i buro jest najzwyczajniej w świecie nudno... Dzieci zamknięte w czterech ścianach, to przekleństwo i wyjąca syrena rozdrażnienia. Gdy zima za długo trzyma dopada nas dekadencki ból istnienia, zrobione wszystko, co było już do zrobienia... Nareszcie uśmiech na umorusanych twarzach smaganych słońcem, posiadówki w piaskownicy i długie spacery... Jeździki, rowery, auta, taczki, plastikowe kosiarki... nareszcie się ich z domu pozbyłam... ufff... koniec rajdu Dakar w salonie!


Przedwiośnie


Czyżby wiosna? Czasem, gdy słońce budzi mnie o poranku wydaje mi się, że to już... Gdy budzą mnie słoneczne promienie, a nie mrożąca amplituda temperatur, gdy piec wygasa... Gdy wieczorem chwyta przymrozek rozkładam ręce... Do Przedwiośnia  Żeromskiego nie pałałam entuzjazmem... miejskie przedwiośnie pachnie roztopową kupą na trawniku, widać jak na dłoni, którzy dumni posiadacze czworonożnych pupili sprzątali odchody po swoim piesku... Niemniej w mieście szybciej wiosna jest... roztopy spływają do studzienek, MPO zamiecie resztki zimy i rozłoży zielony dywan... Wiejskie przedwiośnie błotnym SPA jest... Zapach rześki, błoto po pas... ale zawsze można facjatę wystawić na pierwsze promyki słońca. Gumaki czas wyjąć i ruszyć na spotkanie wiosny. Przewietrzyć zakiszone przez zimowy czas ciała... W markecie kupić wiosenne kwiaty w promocyjnej cenie i wydreptać ścieżkę do lata...








wiosenna logistyka

Wiosna przyszła na dobre...rano budzi mnie słońce, śpiew ptaków, a wieczorem zasypiam dotleniona, błogo zmęczona...trochę mam problem z opanowaniem tej sytuacji, bo pogoda piękna szkoda siedzieć w domu...ale obowiązki są...Vi pozwalam wyjść samodzielnie przed dom dopóki widzę ją katem oka, ale Igora też ciągnie...dziś musiałam walczyć z tą porządną czystą mamą i poszłam ubrałam Igora w gorsze ciuchy i puściłam go do piasku...no ,bo co biedny chodzić nie umie...a ile można siedzieć w wózku i patrzeć jak świetnie bawi się starsza siostra? Igor był zachwycony, ja trochę mniej...ale zmęczone, umorusane,  dotlenione dzieci smacznie śpią z uśmiechem na twarzy... muszę tę wiosnę logistycznie rozpracować... przedłużacz, laptopa przed dom, kawka i dzieci w piaskownicy? Dzień coraz dłuższy, ale doba coraz krótsza...chciałabym tyle zrobić w koło domu...ale wieśniak ze mnie słaby, kalendarz ogrodnika to dla mnie czarna magia, wiem , że w tym roku kupię sadzonki bo z nasion mi tylko cukinie, szpinak i bazylia wyrosły, kwiaty zniszczył pies...a dom stary, zaniedbany i mama z dwójką dzieci to zdecydowanie nie pracownik miesiąca...a szkoda...słoneczniki Vi posieje bo ma dobrą rękę gdzie rzuciła tam wyrosły, mebli ogrodowych brak, funduszy na nie także, więc wakacyjna porą projekt wypoczynek z palety zarządzę...tylko palety ładne muszę znaleźć...i zjeżdżalnie dla Vi na allegro upolować...niech no się tylko zazieleni zrobi się ślicznie...a ja uknuje w głowie plan jak na wszystko znaleźć czas...




















Wiosenny wiatr we włosach...

Deszcz... ciepły wiosenny deszcz... roztopy... ptaków śpiew...WIOSNA. Wyczekiwana, wyproszona... Pierwszy wiosenny spacer za nami... niech no tylko teraz stopnieje wszystek śnieg, zazieleni się trawa...