Święta i po świętach
Święta, święta i po świętach... Było minęło, poszło w boczki... Ale okazja by się zatrzymać, pobyć, spotkać z rodziną też była... I czas na refleksję i łezki w oku... Tak to bywa ze świętami... Chodzi o to by być, współodczuwać, mieć dla siebie czas... Choć na chwilę wyrwać się z wiru codzienności...
Nie wiem jak Wasze dzieci, ale moje to prawdziwi mali agenci undercover... Jak jadę w gości do znajomych aniołki, grzeczne, ułożone, uśmiechnięte... nikt nie wierzy, że miewam ciężko, że potrafią dać w kość...
Ale jak wizyta u dziadków diabeł w nie wstępuje... Vi sfochowana, Igor wisi na mnie jak mała małpka, która gdy tylko straci mnie z oczu przechodzi na ultradźwięki... Jakby ktoś mi dzieci podmienił, zmiana otoczenia i te pełne politowania spojrzenia mamy, babci, prababci... że sobie nie radzę... że co ze mnie za matka, że dzieci na głowę mi wchodzą... i że to moja wina, bo tak sobie wychowałam, to mam... Komentarze o dawaniu klapsa, bo moje "bezstresowe" wychowanie to moja pedagogiczna porażka... Źle karmię, źle ubieram, źle bo noszę, źle bo sobie pozwoliłam... ech starcie wizji pokoleń...
W ogniu krytyki czuje się zawsze taka malutka... zdeprecjonowana do granic możliwości... a potem wracamy do domu, Vi się przytula, Igor całuje i jakoś tak lżej się robi na sercu... i wiem, że dobra drogę wybrałam... i że choć zupełnie inna, to moja macierzyńska droga jest wypadkowa dróg, którymi podążała moja mama, babcia, prababcia... Że one robiły dla swoich dzieci, co najlepsze wiedzione miłością... i dokładnie, to samo robię ja...
0 komentarze :