• Koniec niewinności

    Muszę ją uczulić na zagrożenia i dla jej dobra zburzyć bajkowy mit beztroski i bezgranicznej względem dorosłych ufności. Subtelnie wskazać nieakceptowalne zachowania, bestialskie gwałty dorosłych na dziecięcej niewinności. Nigdy nie skąpiąc córce czułości powiedzieć, że dotyk bywa zły, krzywdzący... że nikt nie ma prawa dotykać jej intymnych części ciała...

  • Prawa Murphy'ego dla rodziców

    Dopóki nie zostałam mamą, nie rozumiałam ich potęgi :) Dziś Prawa Murphy'ego pozwalają mi do macierzyństwa podejść z dystansem i uśmiechnąć się w najbardziej absurdalnej sytuacji... Bo przecież prawdopodobieństwo zdarzenia się czegoś jest odwrotnie proporcjonalne do pożądania tego zdarzenia... i rodzice, to wiedza najlepiej...

  • Wychować Chłopca

    Podobno aby "dobrze" wychować chłopca matka musi być szczęśliwa, silna, pewna siebie...

  • Cyberpacjenci Dr Google

    Już 8 mln polskich internautów poszukuje w sieci informacji na temat zdrowia, chorób i ich leczenia. Zanim odwiedzą lekarza najpierw szukają w internecie informacji o objawach, z którymi mają do czynienia

Leśne story

Uwielbiam chodzić na grzyby... uwielbiam grzyby zbierać...ale najbardziej uwielbiam grzyby konsumować! Niestety jakoś w tym roku jeszcze nie było sprzyjających warunków... Potrzebę mam ogromna ususzyć, zamrozić, zamarynować... a i klasycznie obeżreć się jajecznicą z grzybami i zupą ze świeżych maślaków... W tym roku upały, epidemia kleszczy i jakoś mimo bliskości lasu, częstym gościem w jego cieniu nie jesteśmy. Nawet dowiedziałam się, że grzybiarze operują pojęciem grzybów/na godzinę, gdy desperacko szukałam w internecie jakiejś informacji pt: tak jest wysyp, biegnij do lasu na grzyby! No niestety 5-7 grzybów na godzinę to niewiele... zwłaszcza, gdy idziesz na grzyby z dwójką dzieci, które twojego entuzjazm nie podzielają... Dziś zobaczyłam płomyczek nadziei... poranny jesienny chłód ( szybko przeszedł w upał), wilgotna ściółka w lesie... i kilka grzybów na skraju lasu... W domu pachnie smażonymi grzybami z cebulka i tymiankiem... męska część towarzystwa zażyczyła sobie mięso w sosie grzybowym... ech złota polska jesieni gdzie jesteś... ja czekam...:)!







Dziś las był również dla mnie zgrozą... wróciliśmy ze spaceru,  Vi  bawiła się z koleżanką przed domem... gotuję im rosół i nagle dostaję telefon, że dzieci są pod lasem... mało zawału nie dostałam... Chwyciłam Igora w samej pieluszce i w klapkach pognałam w stronę lasu... a dziewczynek nie ma... miały wracać do domu, mają wyznaczoną granicę, do której mogą chodzić samodzielnie... z duszą na ramieniu zaczęłam krzyczeć i usłyszałam z krzaków płacz... Vi na rowerze, koleżanka wpadła w krzaki... pogubiły się, zabłądziły...gdybym nie trzymała Igora na ręku nie wiem, czy nie dostały by lania... Pewnie nie, bo nie uznaję przemocy, ale ręka mnie świerzbiła... przecież mogły się zgubić, mogły wpaść do dziury... a przede wszystkim nikt nie wiedział gdzie i kiedy poszły, bo zrobiły sobie ten "spacer" bez słowa... Kocham las, uspokaja mnie, skłania, by odetchnąć głęboko... ale bywa zdradziecki... zgubić się łatwo... zwłaszcza, gdy jesteś roztrzepaną, zaaferowana rozmową z koleżanką 4latką... Rozmowa, tłumaczenie... proszenie... przecież ja nie jestem zła... ja byłam przerażona, że coś się im mogło stać...